Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lyssy z miasteczka Brzozów. Mam przejechane 43623.53 kilometrów w tym 436.54 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lyssy.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:1526.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:73:32
Średnia prędkość:20.75 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:117.39 km i 5h 39m
Więcej statystyk
  • DST 93.20km
  • Czas 03:39
  • VAVG 25.53km/h
  • Sprzęt Trek 1500 SLR
  • Aktywność Jazda na rowerze

tolaczka

Czwartek, 25 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

dalsze okolice rrs




  • DST 85.14km
  • Czas 03:03
  • VAVG 27.91km/h
  • Sprzęt Trek 1500 SLR
  • Aktywność Jazda na rowerze

tolaczka

Niedziela, 21 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

rbr rrs naokoło ciut




  • DST 76.70km
  • Czas 02:32
  • VAVG 30.28km/h
  • Sprzęt Trek 1500 SLR
  • Aktywność Jazda na rowerze

tolaczka

Piątek, 19 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

Rrs rsr rbr Górki




  • DST 80.23km
  • Czas 03:10
  • VAVG 25.34km/h
  • Sprzęt Trek 1500 SLR
  • Aktywność Jazda na rowerze

tolaczka

Wtorek, 16 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

okolice rrs




  • DST 69.50km
  • Czas 02:23
  • VAVG 29.16km/h
  • Sprzęt Trek 1500 SLR
  • Aktywność Jazda na rowerze

tolaczka

Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

Rbr RSR rrs




  • DST 115.16km
  • Czas 04:26
  • VAVG 25.98km/h
  • Sprzęt American Eagle
  • Aktywność Jazda na rowerze

tolaczka

Piątek, 12 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

Ropczyce Rzeszów Brzozów trochę opłotkami




  • DST 87.28km
  • Czas 03:45
  • VAVG 23.27km/h
  • Sprzęt American Eagle
  • Aktywność Jazda na rowerze

ALPY 2016 day 10

Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

Michał:


W nocy zagrzmiało i lunęło deszczem. Wstaliśmy już o 5, a o 6 byliśmy w trasie. Musieliśmy wyjechać tak wcześnie, bo tego samego dnia mieliśmy dotrzeć już do Krakowa, w międzyczasie przejeżdżając przez Linz i Wiedeń. Można powiedzieć, że ostatni etap to była czasówka drużynowa. Każdy prowadził kolegów przez 10 km, po czym zjeżdżał na koniec naszego minipeletonu. Spowodowało to, że do Linz dojechaliśmy mając na liczniku średnią ponad 24 km/h. A sama trasa ? Bardzo ładna i o tej godzinie pusta. Cały czas dobrej jakości asfalt i przyjemne widoki, zwłaszcza w miejscach, gdzie Dunaj przepływa przełomami. Po drodze natrafiliśmy na niespodziewaną przeprawę promową na drugą brzeg, na szczęście od 7 już była otwarta i nie musieliśmy się stresować lub co gorsza wracać kilka kilometrów do mostu. Jakby nie było, tak co 3 dni padało, więc już na wjeździe do Linz, kolejny raz dopadł nas deszcz. Nie zważając na to przejechaliśmy miasto i udaliśmy się w kierunku dworca kolejowego. Tam zakupiliśmy bilety na pociąg do Wiednia i po niespełna 2 godzinach byliśmy w stolicy Austrii. Kolejne 3 godziny spędziliśmy na dworcu, przygotowując swoje rowery do zapakowania do autobusu, którym bez większych problemów zabraliśmy się na powrót do Polski. Kierowca był na tyle uprzejmy, iż na nasze rowery i torby przeznaczył cały osobny bagażnik, za co byliśmy bardzo wdzięczni. Do Krakowa dotarliśmy o północy, po czym niemal do rana "podsumowywaliśmy" efekty naszej jazdy.

Jesteśmy wdzięczni wszystkim osobom, które przyczyniły się do powodzenia tegorocznej wyprawy. W szczególności chcemy podziękować firmie Vivio.pl wraz z jej właścicielami - Radkiem i Sylwią, za pomoc materialną i logistyczną, jak również rodzinom, przyjaciołom i sympatykom kolarstwa, którzy trzymali za nas kciuki i śledzili wyprawę.
Jeśli macie dla nas propozycje lub pomysły na ciekawą wyprawę, śmiało podzielcie się nimi, a być może przyczynicie się do pokonania kolejnych kilometrów na kolarskiej mapie Europy lub Świata :)
Dziekujemy i pozdrawiamy,
Michał, Piotrek i Przemek

nasza strona na FB




  • DST 172.82km
  • Czas 08:43
  • VAVG 19.83km/h
  • Sprzęt American Eagle
  • Aktywność Jazda na rowerze

ALPY 2016 day 9

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

Michał:


Aby nie drażnić właściciela pola, wstaliśmy szybko i po 7 już jechaliśmy. W pierwszym miasteczku uzupełnilśmy wątłe zapasy jedzenia i kontuuwaliśmy podróż wzdłuż rzeki Salzach, zostawiając po wschodniej stronie Salzburg. Śmiało można określić ten dzień najnudniejszym dniem całej podróży. Przyzwyczajeni do trudności i rozpieszczeni widokami z dni poprzednich, w ciszy i bez entuzjazmu zbieraliśmy kolejne kilometry płaskiej i nudnej trasy. Od czasu do czasu zmienialiśmy tylko kraj, którym jechaliśmy. Raz był to brzeg niemiecki, raz austriacki. Czasami mijaliśmy niewysokie pagórki, na których umiejscowione były starówki małych miasteczek, które jako jedyne tego dnia dodawały kolorytu. Krótko mówiąc, potraktowaliśmy ten dzień totalnie tranzytowo i tak też było. Pod wieczór dojechaliśmy do Passau w Niemczech, w którym rzeka Salzach wpływa do Dunaju i gdzie swój początek bierze najbardziej znana w Europie ścieżka rowerowa - Donauradweg. Noclegu znów szukaliśmy o zmroku i po kilku kilometrach od opuszczenia Passau w końcu znaleźliśmy kawałek dostępnego brzegu nad boczną rzeczką wpływającą do Dunaju. Wprawdzie tuż obok rozbici byli wędkarze, ale po krótkiej rozmowie i utwierdzeniu, że nie będziemy sobie wzajemnie przeszkadzali, zostaliśmy, umyliśmy się, wypiliśmy po piwku i poszliśmy spać




  • DST 180.17km
  • Czas 08:57
  • VAVG 20.13km/h
  • Sprzęt American Eagle
  • Aktywność Jazda na rowerze

ALPY 2016 day 8

Sobota, 6 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

Michał pięknie pisze:
Kolejny dzień zapowiadał się optymistycznie, więc nie zwlekając zbyt długo z pakowaniem, o 9 ruszyliśmy w dalszą drogę. Na początek wjechaliśmy do Innsbrucka, którego nie zwiedziliśmy zbyt szczegółowo. Ot, przejechaliśmy bulwarami i przez centrum, podziwiając architekturę i zabytki. Niemniej jednak nie ma w nas zbyt wielkiego zainteresowania dużymi miastami. Nastepnie drogą Innradweg przesuwaliśmy się na wschód, raz po raz mijając rzesze rowerzystów wykorzystujacych ładną pogodę i wolną niedzielę. Wydawało się, że trasa będzie łatwa i przyjemna i tak było do 80 kilometra, aż odbiliśmy w miasteczku Kufstein na wschód w kierunku Kóssen. Od tej chwili zaczeły się ciekawe i męczące podjazdy, a po pierwszym z nich zatrzymaliśmy się nieopodal jeziorka Walchsee, aby nieco odpocząć. Po kolejnych kilku kilometrach wjechaliśmy na przełęcz graniczną między Austrią i Niemcami i tak oto kolejny kraj znalazł się na przebiegu naszej trasy. Tuż za granicą wjechaliśmy na drogę zwaną Deutsche Alpenstrasse, prowadzącą przez niemiecką część Alp. Przepiękna okolica i widoki, mnóstwo krystalicznie czystych jeziorek, nad którymi bez problemu wypoczywali ludzie i umiarkowany ruch sprawiły, że bardzo przyjemnie mijały nam kilometry. Pod wieczór zjechaliśmy serpentynami w dolinę rzeki Saalach i jak zwykle szukaliśmy noclegu. Kempingów nie było, dzikich dostępnych miejsc nad rzeką również brakowało, więc z braku perspektyw ukrylśmy swe namioty za stodołą na wzgórzu i bez problemów i wizyt obcych osób przespaliśmy całą noc.




  • DST 155.00km
  • Czas 07:51
  • VAVG 19.75km/h
  • Sprzęt American Eagle
  • Aktywność Jazda na rowerze

ALPY 2016 day 7

Piątek, 5 sierpnia 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0

No Michał jak nic:
Jeśli można liczyć dzień ósmy od północy, to napiszemy tylko tyle, że rozpoczął się on od niezłej burzy. Wśród grzmotów i ulewy spaliśmy ukryci pod wiatą, licząc po cichu, że może do rana przejdzie i będzie przyjemnie. Niestety nic z tego. Deszcz nie dawał za wygraną, do tego temperatura spadła do 10 stopni C. Z braku perspektywy na kontynuację wyprawy, nie wychylaliśmy się ze śpiworów, przewracając się z boku na bok. Kilka metrów obok nas, swój hamak rozwiesiła samotna podróżniczka, którą zauważyliśmy dopiero wtedy, gdy któryś z nas podniósł się z pozycji leżącej. Wymieniliśmy pozdrowienia i spaliśmy dalej, licząc na poprawę pogody. Pod wieczór zrobiliśmy krótką wycieczkę w dół wioski, aby uzupełnić zapasy jedzenia i ugotować coś ciepłego na kolację. Sprawdziliśmy prognozę pogody, zjedliśmy, pożartowaliśmy i o dziwo spaliśmy dobrze przez całą noc, w perspektywie mając kolejne dni wyprawy przed sobą.

Nazajutrz temperatura nie podniosła się ani o stopień, na szczęście rozchmurzyło się i mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Na początek dnia uporaliśmy się z podjazdem na granicę włosko-austriacką w Reschen, po drodze mijając przepiękne i malownicze jeziora. Jedno z nich powstało na skutek zbudowania tamy i zalania doliny, w której w przeszłości były zabudowania. Pamiątką po wiosce jest pozostawiona we wschodniej części jeziora wieża kościelna, która dodaje uroku temu miejscu. Z granicznej przełęczy dotarliśmy do narciarskiego miasteczka Nauders, a stamtąd pięknymi serpentynami znów wjechaliśmy na około 20 kilometrów na teren Szwajcarii. Jako, że wysokie partie gór pozostawały coraz bardziej za naszymi plecami, do miasteczka Landeck wjechaliśmy już w strojach letnich. Pozostawiliśmy za sobą śniegi i wytyczoną ścieżką ciągnącą się wzdłuż rzeki Inn zmierzaliśmy do Innsbrucka. Częściowo ścieżka odbiegała od rzecznego koryta, co powodowało konieczność krótkich acz stromych podjazdów. Niemniej jednak większość dnia spędziliśmy na zjazdach i dzięki temu przemierzyliśmy ponad 150 km. Na nocleg zatrzymaliśmy się tuż przed Innsbruckiem, na kempingu w miejscowości Vóls. Jako, że bywamy leniwi, poprosiliśmy o miejsce w jakimś garażu, zamiast rozkładać swoje namioty. Akurat było dostępne takie miejsce, więc z chęcią z niego skorzystaliśmy. Co prawda po godzinie od rozłożenia się przyszedł do nas właściciel kempingu i poprosił, abyśmy nie zamykali na noc głównej bramy, bo nie chce być odpowiedzialny za nasze ewentualne uduszenie z braku tlenu, ale po chwili znalazł klucz do mniejszych drzwi bocznych i nie było problemu, a noc zapowiadała się znowu całkiem rześka.
Facebook